23.1.12

in the fog III

chciałbym kiedyś tak pięknie mówić o rybach, o strumykach i czeskich wzgórzach.
nie mam jednak żadnego silnego hobby, żeby móc się spełniać pisząc o nim, przelewając każdą przyjemność na papier, z nadzieją, że zainspiruje kogoś.

rozchodzą się po mnie natomiast wibracje od jakiegoś czasu, w nierównym tempie. czasem kilka razy na sekundę, czasem parę razy na dzień. ale jednak codziennie. to miłe uczucie, biorąc pod uwagę ile musiałem przejść, przeżyć, rozczarować, płakać, leżeć żeby do niego dojść.

w uszach brzęczą mi niezrozumiałe słowa, w nic się jeszcze nie układają, chociaż pomału zaczynam je rozróżniać.

otwieram usta, ale zamiast dźwięku wychodzą małe rybki, desperacko szukające strumienia.