28.2.17

be there soon

minęły prawie trzy lata, ale nie zapomniałem o tym miejscu. wiem, że jest ono cierpliwe na moje lamenty i odmęty mojej głowy. i tak teraz, kiedy siadam do tego posta w Brukseli, za dwa dni rozpoczynając staż w komisji europejskiej (tak jasiek, udało ci się!), po raz pierwszy od dłuższego czasu nęka mnie bezsenność. i chociaż przed chwilą jej trochę pomogłem, czego będę jeszcze żałować w nadchodzących godzinach, tak teraz wydawało się to jedyną opcją, żeby przerwać to lewo-prawo-bezdech-dech-gorąco-zimno, które sprawia, że zasypianie staje się torturą.

bo o to ja, ten człowiek z celem bez celu, spędziłem ostatnie pięć miesięcy mieszkając z miłością mojego życia. i w głowie kołacze mi się milion myśli, takich jak np.

czemu nie potrafię sobie nigdy poradzić emocjonalnie z wyzwaniami, które sam sobie narzucam.

jak poradzić sobie z rozłąką, kiedy odległość przestała być słowem towarzyszącym słowu 'związek' przez jakby nie patrzeć dosyć długi czas.

po co stawiam sobie te wyzwania, skoro one mnie tylko unieszcześliwiają.

to proste pytania, one mają proste odpowiedzi, które ja znam. mimo wszystko muszę sobie cały czas je zadawać, żeby nakarmić moją potrzebę egzystencjonalnej udręki.

11.10.14

some things last a long time

i tak! z siódmego piętra wszystko wygląda lepiej, lepiej mieszkać wysoko, oddzielić się od ziemi, odczłowieczyć na siódmym piętrze, jeść rzeczy z mikrofalówki, czytać o kobietach, sprawdzać francuskie słowa, śpiewać beach house, tak!
tak, dobrze, niczym nieprzerwana płynność umysłu, uciekające przez palce ręce, kupione bilety i tak!
muszę przestać pić, tak!

26.5.14

come home

bo kiedy rozdzierają szaty i widać tylko nagie torsy, stoję ja, chudy i wątły, bez wyrazu. i kiedy można wrócić do domu, och do tych małych ścian i zakurzonych paneli, głośnej ulicy i cichej miłości i zapomnieć ból tych dwóch lat i tylko przez łzy śmiechu mówić tak, tak, budujące charakter, uczące samotności, niszczące od środka.
już czas, już teraz, już proszę.