28.2.17

be there soon

minęły prawie trzy lata, ale nie zapomniałem o tym miejscu. wiem, że jest ono cierpliwe na moje lamenty i odmęty mojej głowy. i tak teraz, kiedy siadam do tego posta w Brukseli, za dwa dni rozpoczynając staż w komisji europejskiej (tak jasiek, udało ci się!), po raz pierwszy od dłuższego czasu nęka mnie bezsenność. i chociaż przed chwilą jej trochę pomogłem, czego będę jeszcze żałować w nadchodzących godzinach, tak teraz wydawało się to jedyną opcją, żeby przerwać to lewo-prawo-bezdech-dech-gorąco-zimno, które sprawia, że zasypianie staje się torturą.

bo o to ja, ten człowiek z celem bez celu, spędziłem ostatnie pięć miesięcy mieszkając z miłością mojego życia. i w głowie kołacze mi się milion myśli, takich jak np.

czemu nie potrafię sobie nigdy poradzić emocjonalnie z wyzwaniami, które sam sobie narzucam.

jak poradzić sobie z rozłąką, kiedy odległość przestała być słowem towarzyszącym słowu 'związek' przez jakby nie patrzeć dosyć długi czas.

po co stawiam sobie te wyzwania, skoro one mnie tylko unieszcześliwiają.

to proste pytania, one mają proste odpowiedzi, które ja znam. mimo wszystko muszę sobie cały czas je zadawać, żeby nakarmić moją potrzebę egzystencjonalnej udręki.