29.4.13

youth

nie wiem, nie rozumiem, nic nie słyszę, nic nie widzę, bo to wszystko to emocje, które płyną po moim ciele, spotykają się i tworzą pustkę w głowie, sprzężenie zwrotne, jestem tylko twarzą bez życia ostatnimi czasy. mimo tych wszystkich dobrych emocji, mimo tego szczęścia, które mam, które jest jednocześnie wielkim ciężarem, który chciałbym donieść przez następne milion kilometrów.
chciałbym nie czuć potrzeby szukania ulgi w narkotykach, chciałbym nie czuć potrzeby relaksu w alkoholu, czy uspokojenia w papierosie. nie wiem, czy to mój rozpierdolony system kar i nagród, wieloletnie nawyki czy jakaś wewnętrzna perturbacja, która jeszcze nie wyszła i może już nigdy nie wyjdzie. chciałbym, żeby wszystko było proste i niezauważalne, żeby lata mijały szybko i bezboleśnie, kiedy leżę wtulony

kiedy leżę wtulony, nogi się przeplatają, otwieram oczy i jest ciemno i słyszę oddech, czemu pragnę czegoś więcej, czemu próbuje doprowadzić siebie na skraj nieszczęścia, kiedy mam wszystko, czego tyle lat potrzebowałem?

może jestem teraz na jakimś rozdrożu, kiedy mogę wybrać, czy nadal mam się kochać czy może zacząć nienawidzić i utwierdzać się w destruktywnych sytuacjach. może to ten nieschodzący, ciągle zmieniający swoje źródło stres i to, że ja po prostu nie umiem się nie martwić i umrę na nerwicę tudzież alkoholizm, tudzież bezmózgizm.

wiem, że chcemy się nawzajem motywować do rozwoju, ale co jeśli ja nie chcę się rozwijać, bo mogę się rozwinąć ze złej strony i umrzeć?