19.10.12

the keepers

minął miesiąc odkąd tu jestem. i tak sobie egzystuje. trochę bez, trochę celowo.
adaptuję się powoli, chociaż to trudne zadanie, nie wszyscy są stworzeni do adaptacji. do nowych otoczeń. ja na pewno nie jestem. och, ile bym dał by wtopić się w moje za twarde łóżko w za zimnym pokoju i leżeć z moim za ciepłym kotem, robiąc co wieczór to samo. i mieć tych wszystkich ludzi tak blisko, i moją miłość na wyciągnięcie pociągu. chciałbym. ale tak nie można, bo czym byłbym w tym wszystkim? jak odnotowałbym się, nie, nie na ziemi, to głupie, ale we własnej głowie, jakie moje życie zostawiłoby mi piętno?
prawdopodobnie byłbym nieszczęśliwy. może nie nieszczęśliwy, co niezadowolony. teraz też nie jestem do końca zadowolony, ale chyba nigdy nie będę. mam nadzieję, że nie będę taką osobą, co całe życie musi za czymś gonić, żeby czuć się spełnionym. i nigdy nie łapać. to dopiero nieszczęście.
mam mętlik w głowie, bo odzywają się głosy tegochciałeśprzecieżwięcbądźsilny. staram się być silny, jestem silny. są momenty załamania, ale, co niepokojące przez większość czasu jestem po prostu obojętny. i chwiejny emocjonalnie.
ale chiński jest super. i francuski jest super. nawet ten niemiecki nie jest aż taki zły. za to jestem wdzięczny. no i po to tu chyba przyjechałem. prawda?