23.9.11

time of my life

o tam. o tam na górze. tam, widzisz? to mój poziom frustracji. kurde, nie wespniesz się, nie ma mowy.
balansując na granicy załamania, zakopany w książkach, których nie chcę czytać, notatkach, które nei chcę pisać, otoczony przez ludzi, z których większość mnie nie obchodzi egzystuje w tym tygondniu, poprzednim i następnym.

zaraz zacznę krzyczeć. na ciebie, na kogoś, na drzewo, na samochody, na windę, na psa (completed), na powietrze, na wszystko. zedrę sobie gardło i już nic nigdy nie powiem.