minęło tyle czasu od ostatniego wpisu. upłynęło tyle minut, wody w rzece, piasku w klepsydrze, tyle papierosów wypalonych, tyle wypitych kaw, niedospanych nocy, obgryzionych paznokci. sam nie wiem, to był dziwny miesiąc. patrząc perspektywicznie można by skakać z radości - hej!koniec roku. hej!imprezy. hej!potencjalnecośtamniecośtam. hej!open'er. hej!jutro Paris.
a jednak. czegoś tam brakuje. może rzeczywiście jestem taki zły, niedobry, niedojrzały jak mówią na mieście. może rzeczywiście jestem najsłodszą osobą na świecie. no i co z tego. samej słodyczy i niedojrzałości nikt jeszcze Rzymu nie zbudował. wolałbym radośnie otwierając oczy spoglądać na otaczającą rzeczywistość, uśmiechnąć się i powiedzieć: to jest to! tylko, że z tym może być, co prawda to prawda, trudno, bo przed pierwszą kawą i porannym prysznicem się nie uśmiecham.
Gdańsku wróć, tęsknie za tymi powrotami, wędrówkami, stanem ciągłego upojenia, przemiłych poranków, zmąconych tylko niesnaskami z osobą, która jest mi już obojętna. chcę tamtych pięknych ludzi, piękne dźwięki, banalne myśli.
może do tego jestem stworzony, nie tam jakieś pasje-srasje.
PARIS
nie ma mnie