i kiedy tak mija ten czas, nieubłaganie, coraz szybciej by za kilka dni znowu zwolnić, pomału przyzwyczajam się do myśli o samotności, z wyboru, bo mógłbym mieć kogoś, jeśli bym odrzucił szaleńczy bieg w poszukiwaniu utopii. ale nie chcę, wolę się chyba pławić we własnej bezsilnej beznadziejności i napawać się nieszczerym współczuciem, choć i tak wszyscy myślą dokładnie to, co teraz piszę.
wyszło? nie wyszło. i chyba już nie wyjdzie. czas ruszyć dalej w świat nieznanych instrumentów muzycznych.